Literatura SF – czym jest, o czym mówi i co stanowi jej filozofię

Fantastyka (nie tylko naukowa, ale w ogóle) nagminnie łamie brzytwę Ockhama. Nieustannie, bez żadnego usprawiedliwienia, gdyż ze swej istoty go nie potrzebuje, mnoży byty ponad potrzebę, wypełniając nimi krainy, planety bądź całe uniwersa. Niełatwo jest więc określić filozofię science fiction, której przedmiotem jest nie tylko świat rzeczywisty, realne przeżycia, emocje i rozmyślania, ale i spekulacje pozbawione często realnego podłoża (wydarzenia mogłyby się zdarzyć, lecz na chwilę obecną to niemożliwe). Znając temat jedynie powierzchownie, łatwo źle zrozumieć istotę fantastyki, zwłaszcza naukowej.

Fantastyka to dziedzina niemal dowolnej kreacji, kreowania istot i światów z wyobrażeń. Twory te na obecne czasy oraz poziom naszej wiedzy o świecie co najwyżej przypominają rzeczywiste; wyobraźnia twórców wykracza poza świat realny. Fantastyka jest interdyscyplinarna; fantastyczność, czyli kreowanie istot i światów, to cecha znajdująca się wewnątrz rodzajów i gatunków. Piotr Krywak uważa, że najlepiej uznać ją za kategorię estetyczną[1]. Tak rozpatrywana fantastyka zdaje się nie mieć barier, zarówno gatunkowych, jak i narzuconych na tworzenie w jej ramach prócz tej jednej – nierealności. Pewne fakty ze świata realnego mogą zostać zachowane (np. historia, prawa natury). Te wnioski są powierzchowne; temat ten będzie rozwijany.

Fantastyka w rozróżnieniu najprostszym, choć niewystarczającym, dzielona jest na trzy podstawowe konwencje (opiszę jedynie ich zależność od czasu): fantasy, czyli opowieść toczącą się w przeszłości lub alternatywnej teraźniejszości, horror, gdzie bohaterowi towarzyszy nierealne zagrożenie niezależnie od czasu oraz SF.

Fantastyka naukowa jako węższa odmiana fantastyki dzieje się najczęściej w przyszłości. Polskie tłumaczenie zwrotu science fiction (użyte pierwszy raz przez Hugo Gernsbacka w 1929 roku) nie do końca oddaje jego znaczenie. Każdy zauważy, że fantastyka, będąc zaprzeczeniem realizmu, jest tym samym w jakimś stopniu zaprzeczeniem nauki. Pierwiastek naukowości znika lub maleje w zestawieniu z fantastycznością. Nazwa jasno wskazuje na fikcję, nawet kłamstwo, a jednocześnie karze wierzyć w oparcie na naukowych dowodach. Tę antynomię, właściwą całej SF, trzeba dobrze zrozumieć. Autor tworzący SF musi mieć naukową wiedzę, powinien być wizjonerem, spekulować, opierając się na nauce, jednakże niezależnie od poziomu prawdopodobieństwa, jego świat w chwili obecnej nie ma szans na zaistnienie. I to jest właśnie science fiction, która miesza wszystko tak, że nieobyty z faktami naukowymi odbiorca może pomylić rzeczywistość z fikcją. Vera Graaf, autorka Homo Futurus, uważa, że SF należy uznać za spekulację imaginacyjną. Ta spekulacja musi zachowywać stały związek ze współczesnym obrazem świata[2]. Na przykład teza, niemożliwa do obalenia, jak i do udowodnienia, że w kosmosie żyją istoty pozaziemskie – i już można stworzyć utwór fantastyczno-naukowy.

Ryszard Handke określił właściwości utworów SF, do których zalicza się: nieprawdopodobna lokalizacja, a więc w miejscu, do którego obecnie nie sposób dotrzeć czy żyć; czas, który dla narratora jest przeszłością, a dla czytelnika przyszłością; rzeczy spoza domeny rzeczywistości empirycznej. Ta ostatnia występuje nawet tam, gdzie brak czasowo przestrzennych zjawisk[3]. Oczywiście zróżnicowanie tej konwencji znacznie się rozrosło i właściwości te mogą być zarysowane bardzo subtelnie lub nawet wcale na rzecz innych.

W drugiej połowie XX wieku gwałtownie wzrosła liczba publikacji SF. Zmiany bywają tak nagłe, że wciąż wymykają się ustalanym dla niego definicjom.  Krywak nie uważa, by SF stanowiło gatunek, bowiem science fiction może być opowiadaniem, powieścią, komiksem itp., a więc przynależy do gatunków, stąd też, zgodnie z trafnym postulatem Wojtka Guni, piszę o konwencjach. Krywak natomiast fantastykę uważa za przeciwieństwo beletrystyki[4].

Przyczyna, przez którą SF trwa i coraz prężniej się rozwija, nie tkwi jedynie w skoku w rozwoju technologicznym współczesnego świata. W Filozofii Przypadku Lem zadaje retoryczne pytanie: czym byłaby literatura bez zainteresowania cierpliwych i życzliwych czytelników? To ono ma sprawiać, że jedne dzieła żyją i nie znikają z powierzchni, a inne umierają gdzieś po kątach, wzgardzone i zapomniane. Ale to zainteresowanie nie wynika tylko z fluktuacji mód. Wiele zależy od tego, co autorzy poumieszczali między okładkami. Jeśli treści tam zawarte wciąż współgrają z tym, czym żyje i w co wierzy świat, co pasjonuje ludzkość, dzieło takie ma więcej szans na długowieczność niż klecone w pośpiechu efemerydy, które Kisiel nazywał literaturą niekonieczną[5].

SF pobudza wyobraźnię i poszerza postrzeganie, daje niejako wymówkę dla nawet najbardziej nieprawdopodobnych spekulacji. Jednocześnie pozostaje w związku ze światem współczesnym, nauką i technologią, co nie dotyczy fantasy ani nie musi dotyczyć horroru. Patrząc z punktu filozoficznego, istnienie literatury SF jest nieuniknione i niezbędne dla człowieka świadomego miejsca ludzkości we Wszechświecie, wyobcowania żywej, świadomej istoty wobec ogromu kosmosu, niepewnej o jutro, słabej i śmiertelnej, której fantazjowanie o cywilizacjach pozaziemskich czy przyszłych wynalazkach przynosi ukojenie. Dawanie upustu fantazji to jednak nie istota fantastyki naukowej, a jedynie jej nośnik. Ową istotą jest zmiana zachodząca w człowieku, tak nieunikniona, jak dalszy rozwój naukowo-techniczny świata.

Filozofia odgrywa tak istotną rolę w SF, że jest wręcz wymagane od pozycji z fantastycznonaukowej, by poruszały egzystencjalne oraz moralne problemy. Na przeróżnych planetach, statkach kosmicznych, przy podróżach w czasie, nawiązywaniu kontaktów z obcymi cywilizacjami, stąpaniu po zgliszczach cywilizacji i tak dalej, fabuła danej książki czy filmu wręcz domaga się bohaterów przeżywających wewnętrzne przemiany i szukających sensu zdarzeń. Science fiction zainteresowane są takie nauki jak socjologia i psychologia, co wskazuje na istniejące pole emocjonalnych i psychicznych przeżyć postaci oraz problemów natury porządku świata czy sensu istnienia.

Fantastyka naukowa stanowi spekulację na temat tego, co mogłoby się wydarzyć, opierając się na prognozowaniu i rozwoju nauki. Jak stwierdził Arthur C. Clarke, SF przedstawia rzeczy, które na szczęście się nie wydarzą, natomiast fantasy jest tym, co nie może się wydarzyć niestety. SF posiada dozę prawdopodobieństwa, zazwyczaj przerażającą, łamiącą dotychczasowe poglądy na świat i porządek rzeczy w przeciwieństwie do fantasy, rozrysowującego przed odbiorcą kompletnie nieprawdopodobne, często idylliczne światy i udoskonalone stworzenia, jak te nieśmiertelne. Science fiction zawiera więcej wyrazu obaw i lęków dotyczących przyszłości, podczas gdy fantasy przepełnia tęsknota za niemożliwym, ziszczenie nierealnych marzeń[6]. Niemożliwym także przez to, że minionym – fantasy sięga ku przeszłości, mitologii i legendom, opowiadając o świecie bądź stworzeniach, w które nikt z nas już nie wierzy (a przynajmniej nikt z naszego kręgu kulturowego).

Rozrysowuje się tu filozofia SF – stanowiąca przestrogę, zmuszająca do przemyśleń na temat postępu, kierunku, w którym zmierza ludzkość, granic rozwoju. Nie ma zapewnić jedynie rozrywki czy przytoczeń, a spojrzeć w kierunku przyszłości i zwrócić uwagę na ogromną przestrzeń możliwości, jakie, choć nie mogłyby się na chwilę obecną ziścić, zawierają w sobie przerażający pierwiastek prawdopodobieństwa.

Pozycje science fiction zawsze powinny nieść przesłanie, nawet jeśli nie w każdym wypadku głębokie, to nieodzownie niepokojące. Fantastyka naukowa to nieustannie otwarta dyskusja na temat tego, jaka jest i do czego może doprowadzić ludzka kondycja oraz gdzie zmierza ludzka ambicja. Książki Stanisława Lema mogłyby stanowić (i zresztą stanowiły) podręczniki obnażające ciąg przyszłych zdarzeń i zmian na podstawie współczesnego Lemowi obrazu ludzkości, który to wcale mu się nie podobał.

Pojawia się tu zasadnicze pytanie: czy SF ma niepokoić z natury, czy też dyktuje to sam rozwój ludzkości? Jeśli nie chodzi o naturę SF, a ludzką, to obraz współczesnych ludzi nabiera negatywnego wymiaru, kierunek ich zmian jest pozbawiony optymistycznych rokowań. Największym marzeniem Lema była inna ludzkość[7]; lecz ludzkość jest taka, a nie inna i pod tym względem odpowiedź na pytanie, skąd bierze się charakter przestrogi SF jest niezmiernie istotna. Stanowi bowiem rozwiązanie kwestii tego, czy jesteśmy skazani na radykalne przeobrażenie, destrukcję tudzież autodestrukcję, niekoniecznie totalną, czy też fantastycznonaukowe spekulacje są jedynie niepopartymi stanem faktycznym lękami.

Natchnieniem omawianego gatunku jest rozwój nauki i techniki[8]. To inspiracja zrodzona z obaw, wyraz potrzeby przemyśleń, przestrzegania przed zagrożeniami i zatrzymania się na chwilę, by przyjrzeć się temu rozwojowi. Oczywiście nie w każdym przypadku – spotkać można SF wpasowujące się w literaturę popularną i rozrywkową, choć kanon gatunku domaga się od niej sięgania do głębi futurologicznych lęków.

Science fiction potrafi stworzyć kultowe pozycje, które są nieustannie powielane, kontynuowane, filmowane, pobudzając wyobraźnię milionów ludzi na całym świecie. Te pozycje tworzą pewne uniwersalne obrazy, które są powszechnie akceptowane i przyjmowane do świadomości ogromnej rzeszy odbiorców. Tak jak rozwój nauki i techniki buduje fantastykę naukową, tak jednocześnie ona konstruuje pewne oczekiwania wobec przyszłości czy Wszechświata. Warto mieć na uwadze ten dysonans pomiędzy faktycznym tempem i kierunkiem rozwoju a ikonami, które wplatają nam w wyobrażenia o przyszłości kultowe tytuły fantastycznonaukowe.

Oprócz tego, że science fiction stanowi uzewnętrznienie obaw, to także ucieczka przed realizmem życia codziennego w teraźniejszości. Niepewność wobec przyszłości, gwałtowny rozwój technologiczny, ulotność ludzkiego życia i samotność we Wszechświecie prowokują do fantazjowania i prognozowania. Ludzie tęsknią za inną, inteligentną formą życia w kosmosie, za posiadaniem pewności co do jutra, za możliwością zmiany przeszłości czy oszukania śmierci. Te tęsknoty, razem z obawami, budują SF. Zaznaczyć trzeba, że pomysł spełnienia owych tęsknot rodzi kolejne obawy – dlatego niepokój jest silniejszym budulcem fantastyki naukowej niż marzenia.

Bardzo często podejmowanym tematem w SF jest zło. W literaturze spotkać można zło na płaszczyznach: zagadnienia racjonalności bytu, atrybutów Boga, stosunków egzystencjalnych, rozważań ontologicznych odnośnie do negacji i negatywności, skończoności i doskonałości, racji logicznych, modalności bytu. Zło pojawia się przy fundamentalnych zagadnieniach dotyczących natury ludzkiej, woli i sprawczości[9]. W fantastyce naukowej z ludzkiej istoty, ludzkich tworów, obcych cywilizacji czy samej koncepcji Wszechświata wyłania się zło, burząc dotychczasowy, znany ludzkości porządek rzeczy. Często miewa wymiar platoński, stanowiąc efektem niedoskonałości istnienia jako stawania się w czasie, a także podziału materii. Gdy mnoży byty, fantastyka naukowa mnoży także nowe ścieżki dla ich zachowania i przywar. Jedyna cywilizacja, jaką znamy, to ta na Ziemi, przejawiająca zło, lecz nim nieprzesiąknięta; w literaturze SF występuje ogrom istot o całkowicie negatywnym wydźwięku czy wizji ludzkości pozbawionej utrzymujących się dziś zalet. Etyczny wymiar SF jest niemal zawsze obecny w jego hard wersji, a także występuje nawet w pozycjach czysto rozrywkowych, ponieważ zepsucie, jak i ulepszenie świata oraz człowieka to pole do snucia przejmujących i widowiskowych opowieści.

Fantastyka naukowa bywa naiwna z natury, ale jako gatunek ma swą naiwność w pełni uzasadnioną. Prawdopodobieństwo, które musi zawierać, nie musi być uzależnione od realizmu przedstawionej rzeczywistości. Oto dla przykładu Cieplarnia Briana W. Aldissa, gdzie autor wybiega wyobraźnią kilka miliardów lat w przyszłość. Ziemia przestała się obracać, pogrążając swoją jedną połowę w mroku, podczas gdy na drugiej przekarmione światłem rośliny wyrosły w podobne zwierzętom organizmy. Ludzie skarłowacieli, lękając się teraz niemal każdego gigantycznego owada. Olbrzymie pająki, które tak naprawdę są roślinami, utkały nici pomiędzy Ziemią a Księżycem, wędrując pomiędzy nimi bez najmniejszego problemu. Kompletna abstrakcja, ale – któż może stuprocentowo zaprzeczyć możliwości jej zaistnienia? Podobnie w kultowym filmie Equilibrium, gdzie przyszłe społeczeństwo egzystuje wyleczone z emocji – zażywa na nie cudowny lek, dzięki czemu nie ma wojen, waśni, bólu, cierpienia, a jednocześnie miłości, bliskości ani poświęcenia. Trudno wyobrazić sobie wynalezienie takiego środka i zamianę znanego nam świata uczuć w beznamiętnego siewcę pokoju. A jednak nikt nie może zapewnić, że ten obraz nigdy się nie ziści. Usprawiedliwienie naiwności zapewnia SF próba wglądu w przyszłość w perspektywie dynamicznie rozwijającej się teraźniejszości.

Zarys historyczny SF

Fantastyka narodziła się wraz z pierwszymi kulturami w dziejach, aczkolwiek nie można utożsamiać tych początków z powstaniem fantastyki naukowej. Niewątpliwie razem z ludzkim umysłem rozwijała się także wyobraźnia; pierwsze wykraczające poza rzeczywistość fantazje dotyczyły kreacji przeróżnych bóstw, a więc prób wyjaśnienia naturalnych zjawisk, których ludzkość nie pojmowała. Tworzenie fantastyki nie było ograniczone przez podążanie w parze z rozwojem nauki, w przeciwieństwie do SF. Nauka i technika musiały osiągnąć pewien wysoki poziom, zrobić skok, charakteryzujący ostatnie wieki, by wzbudzić ludzkie niepokoje, z których wyrosła fantastyka naukowa.

Zdzisław Lekiewicz (Filozofia science fiction) dostrzega ułomność teoretycznych rozważań na temat SF w XX wieku, ponieważ zajmowali się nimi entuzjaści, a nie znawcy konwencji. Szwajcarski krytyk Pierr Versis wyprowadził rodowód fantastyki od Gilgamesza i Platona. Skłoniły go do tego pierwiastki utopijne, zawarte w dziełach takich jak Państwo. Szukanie naukowości w pierwszych tworach, wyprowadzonych z fantazji, zdaje się nieporozumieniem, jeśli mówimy o fantastyce naukowej[10]

Inni szukają źródeł SF w technologicznych podstawach lub przemianach społecznych. W odrodzenie moralne jako czynnik postępu cywilizacji wierzył jeszcze Schiller, a za nim utopiści XIX wieku. Utopijność poglądów przegrała w XX wieku na rzecz dystopijności. Wiek XIX i XX przyniosły rozczarowanie realizacją przyszłości, w której pokładały nadzieję wieki wcześniejsze (najpłodniejszy w utopie był wiek XVIII; w pewnym momencie wszystkie się załamały). Zrodziło się pytanie, czy człowiek jest zdolny tworzyć coraz lepszą rzeczywistość. Jakiej przemiany potrzebuje, moralnej, duchowej? W XIX wieku odpowiedzi były jeszcze bardzo naiwne, dopiero w latach czterdziestych Marks i Engels dali pełną odpowiedź, którą podjęli kontynuatorzy. W fantastyce pytanie o interpretację ludzkiego działania pojawiło się dopiero pod koniec XIX wieku[11].

Gdyby chcieć koniecznie znaleźć prekursorów SF, Lekiewicz wskazuje na przełom XV i XVI wieku. Science fiction jest niezmiennie związana z dużymi odkryciami naukowymi. Pierwsze fantastyczne pomysły inspirowane rozwojem nauki przypadają na XVI wiek[12]. Leonardo da Vinci szkicował wtedy swoje techniczne rozwiązania wyprzedzające skrajnie własną epokę. Pierwsze zdobycze naukowe były tak niezmiernie spektakularne, że w ludziach budziła się odwaga fantazjowania, wybiegania jeszcze dalej. Wtedy też nastąpił oświeceniowy przełom w myśleniu człowieka o sobie samym; wyzwolił się spod sztywnych doktryn religijnych średniowiecza i zobaczył samego siebie w oderwaniu od wszystkiego, nawet bardziej, jako centrum wszystkiego, prekursora, epicentrum świata kształtującym go.

Dojrzewała wizja człowieka nie tylko jako dziedzica własnej kultury, a jako twórcy cywilizacji przyszłości. Przyszłość wydobyła się spod oków przeszłości i teraźniejszości i stała się jednym z najważniejszych elementów w filozofii. Bacon jako pierwszy z filozofów określił, że szansa przyszłości dla człowieka tkwi w dialogu prowadzonym za pomocą techniki między człowiekiem a przyrodą. Możliwe, że to on napisał pierwszą utopię osiągnięcia idealnego stanu społecznego za pomocą nauki i techniki (Nowa Atlantyda wydana pośmiertnie, inspiracja wielu późniejszych pisarzy). Bacon był optymistą odnośnie do relacji i porozumienia człowieka z techniką (człowiek tworzy labirynty, człowiek może z nich wyjść)[13].

Obok takiej utopii występuje inna, fantastyka dystopijna, mówiąca o negatywnym wpływie używania techniki i rozwoju nauki (swego rodzaju przestroga). Obecnie jest ona bardziej rozwinięta od naiwnych utopii, ukazując skutki tworów ludzkich, na które oni sami nie są przygotowani. To wyraz ludzkich wątpliwości wobec torów rozwoju naukowego i technicznego ludzkości. Pierwszy zdaje się Tomasz Campabella z Miastem Słońca, gdzie określił, że moralne odrodzenie ludzkości nie następuje dzięki zdobyczom techniki i nauki. „Dopiero w dobrze ukształtowanym moralnie społeczeństwie można myśleć o przyszłości bez niepokoju”[14].

W pierwszym okresie kształtowania się SF, pytań filozoficznych i społecznych jeszcze nie było, występowała czysta inspiracja zdobyczami nauki i techniki. Zyskawszy wymiar filozoficzny, w XIX wieku zaczęła być czymś wyraźnie odrębnym od innych gatunków literackich. Fascynacja nauką i techniką, w połączeniu z refleksją nad kierunkiem zmian ludzkości i przyszłością, zaowocowała stworzeniem dzisiejszej fantastyki naukowej, rodzącej pozycje otaczane wręcz kultem na całym świecie. Wraz z XX wiekiem w fantastyce naukowej zaczyna być zawarta troska o to, by zdobycze nauki i techniki działały dla ludzkiego dobra. Przestroga zaczyna być wyraźna i dominująca.

Herbert George Wells, pierwszy „wielki” pisarz SF XX wieku, w swych utworach ukazywał moralną katastrofę społeczeństwa w momencie, gdy natrafia na silniejszego przeciwnika (Wojna światów) czy możliwości obrócenia zdobyczy techniki przeciwko twórcom (Niewidzialny człowiek). Wizjami przyszłości pokazywał błędy współczesnej mu teraźniejszości, konsekwencje pozostania na złej drodze. Stał się prekursorem późniejszej antyutopijności. Głównym jej przedstawicielem był Aldous Huxley, wzór antyutopisty, którego do dziś trudno prześcignąć. Nie straszył, na co stawiają dzisiejsze pozycje SF, a przestrzegał (Nowy, wspaniały świat). Należy wspomnieć także o Karelu Capku, który, podobnie jak Wells, miał dar dostrzegania politycznej i społecznej rzeczywistości. Prócz ukazania złych konsekwencji technologicznego rozwoju cywilizacji, snuli historiozoficzne wizje odnośnie do rozwoju społecznego i jego przyczyn. Zwracali uwagę na takie problemy socjologiczne, których brakuje już późniejszym pozycjom tego gatunku, stającym się w dużej części literaturą popularno-rozrywkową[15].

W latach dwudziestych pojawiło się pierwsze pismo poświęcone SF, za sprawą inżyniera Hugo Gernsbacka, nazwane Amazing Stories. Nakład w 1929 roku wynosił już 100 tysięcy egzemplarzy, a Gernsback zaczął uchodzić za ojca fantastyki naukowej. Kładł duży nacisk na prawdopodobieństwo powieści science fiction, ich techniczne wykonanie. SF miało być przewidywaniem cudownych wynalazków ludzkości i skutków ich zastosowania i do dziś fantastyka naukowa jest tak rozumiana przez niektórych pisarzy (co stanowi błędne czy też powierzchowne, naiwne rozumowanie). Taki afirmatywny stosunek wobec technologicznego postępu wciąż określa się mianem Złudzenia Gernsbacka[16]. Wizja cudowności przyszłości nie przetrwała. Lem również zdawał sobie sprawę z jej złudności. Nie pokazywał wspaniałości tworów przyszłości (może jedynie wspaniałość ludzkich możliwości), co ich straszność, ludzką ułomność czy ryzyko sięgania zbyt daleko lub w nieodpowiednim kierunku. Podkreślał ludzką pychę, która sprowadzała katastrofy i zepsucie.

Po powstaniu pierwszego czasopisma szybko pojawiły się kolejne, a następnie lawinowo zaczęły ukazywać się komiksy i powieści z wątkami przygodowymi i kryminalnymi. Zapotrzebowanie komercyjnych materiałów napędzało rozwój gatunku, choć raczej przyczyniało się do spadku kunsztu SF niż wzrostu. Niemniej pojawił się obraz tego, jak olbrzymi wpływ miała fantastyka naukowa na swych odbiorców. W wydawaniu literatury science fiction przodowały Stany Zjednoczone; w Związku Radzieckim każda książka Lema rozchodziła się natychmiast w nakładzie miliona lub więcej egzemplarzy. W Polsce nakłady po pięćdziesiąt do stu tysięcy egzemplarzy schodziły w jeden dzień[17].

Stara szkoła pisarzy SF uznaje, że fenomen tej literatury tkwi w myśli, jaką reprezentują jej pozycje – to nie tyle literatura bohaterów, fabuły ani nawet rozważań, a nowych konceptów naukowych, stanowiących swoisty, nieprzewidywalny eksperyment myślowy. Pisarz i naukowiec Konrad Fijałkowski w 1976 roku na Drugim Kongresie Europejskim SF stwierdził, że nie ma literatury fantastycznonaukowej bez wytworzenia klimatu zaufania wobec nauki. Powiedział, że tylko w świecie, w którym to, co dziś pomyślano, jutro może stać się bytem naukowym lub technicznym, stanowi przyjazne środowisko dla literatury science fiction[18].

Istnieje także pogląd mówiący, że fantastka naukowa ma popularyzować osiągnięcia nauki wśród osób spoza kręgów naukowych. Oba te stanowiska nie oddają w pełni roli, jaką współcześnie odgrywa SF. Według Marka Mumpera dziś to już nie eksperyment naukowy, popularyzacja osiągnięć ani pożywka dla komercji, a przede wszystkim literatura humanizmu. Jak w czasach oświecenia, na pierwszy plan wysuwa się człowiek. SF ma dostarczać „niezliczonych obrazów człowieka jako spokrewnionego ze Wszechświatem”[19], a więc filozoficznej refleksji na obszarze, którym filozofia zwykle się nie zajmuje – w skali astronomicznej.

Są to rozważania trafne, aczkolwiek rozmijające się z czasami współczesnymi o kilkadziesiąt lat. Mam pewne wątpliwości co do tego, czy dzisiejsza fantastyka naukowa stawia na refleksję nad człowiekiem. Powinna, według kanonu, aczkolwiek często się go nie trzyma. Choć SF powinien krępować przymus odnoszenia się do nauki i techniki, nawet ten prosty wymóg nie jest już tak oczywisty. Dzisiaj science fiction to częściej ucieczka i rozrywka, a rzadziej wyraźna przestroga. Ponadto fantastyka naukowa została nieco przyćmiona boomem, jaki w przeciągu ostatnich dziesięcioleci osiągnęło fantasy. Można powiedzieć, że tęsknota za nierealnymi światami, długowiecznością i doskonałością próbuje wygrać tu i na pewnych polach wygrywa z refleksją nad tym, dokąd zmierza ludzkość.

*W artykule nie została wspomniana Mary Shelley, ze względu na to, że jest to uzupełniony fragment pracy dyplomowej z 2014 roku, dostępnej na solaris.lem.pl, opartej na źródłach, które zwyczajnie nie uwzględniły kobiet w rozwoju SF. Niżej można znaleźć osobny artykuł o prekursorce SF.


[1]    P. Krywak, Fantastyka Lema: droga do FIASKA, Wydawnictwo naukowe WSP, Kraków 1994, s. 14.

[2]    Tamże, s. 14-15.

[3]    R. Handke, Odruch warunkowy Stanisława Lema, [w:] Nowela, opowiadanie, gawęda, pr. zbior. pod red. K. Bartoszyńskiego, M. Jasińskiej-Wojtkowskiej, S. Sawickiego, Warszawa 1974, s. 308-309.

[4]    P. Krywak, op. cit., s. 12-13.

[5]    M. Oramus, Bogowie Lema, Wydawnictwo Kurpisz, Warszawa 2006, s. 10.

[6]    Polemizuję, [w:] http://przekartkowane.wordpress.com/2012/01/14/polemizuje/, 18.11.2013.

[7]    M. Oramus, op. cit., s. 37.

[8]    L. Jęczmyk, Fantastyka naukowa, [w:] http://www.altamagusta.pl/t16.html, 18.11.2013.

[9]    E. Mukoid, Filozofia zła. Nabert, Marcel, Ricoeur, UNIWERSITAS, Kraków 1999, wydanie II, s. 10.

[10]  Z. Lekiewicz, Filozofia Science fiction, Krajowa Agencja Wydawnicza, ISBN 83-03-01038-7, s. 21.

[11]       Tamże, s. 26-27.

[12]  Tamże, s. 22.

[13]  Tamże, s. 23.

[14]  Tamże, s. 25.

[15]  Tamże, s. 28-30.

[16]  Tamże,s. 30-31.

[17]  Tamże s. 32.

[18]  Cz. Chruszczewski, Konstruktywna rola fantastyki naukowej, [w:] Nowe Drogi Nr 10/76, s. 172.

[19]  Z. Lekiewicz, op. cit., s. 35.